niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 2

Wytarłem się ręcznikiem i zamierzałem ubrać kimono, gdy nagle klamka się przekręciła i do pomieszczenia wparował Satoru.
-Nie wiedziałem że tu jesteś. - Mruknął i napełniał wannę od nowa.
-Mógłbyś na moment wyjść? Chciałbym się ubrać – Mruknąłem cały czerwony jak burak, zasłaniając się czerwonym materiałem.
-Wstydzisz się? Przecież obaj jesteśmy mężczyznami – Na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmiech. - A może wstydzisz się bo masz małego?
-Odwal się. Nie twój interes. - warknąłem.
-Pff... Chodź pomogę ci się ubrać. - skinął palcem
-N-nie! - chciałem zapaść się pod ziemię. On powoli zbliżał się do mnie, a moje usilne próby wtopienia się w ścianę nie miały przyszłości. Wyrwał mi yukatę i przez moment badał mnie wzrokiem.
-Jesteś bardzo wychudzony, ty w ogóle coś jesz?  - chwycił mój nadgarstek (tak mocno, że zagryzłem wargę by nie krzyknąć). - Farbowałeś włosy?
-Jem tyle ile potrzebuję, a moje włosy są naturalne! Puść mnie!
-Dobra, dobra. Chodź ubiorę cię.
-Zrobię to sam! - Usiłowałem wyrwać rękę, ale ten przytulił mnie z całej siły.
-Albo ja cię, ubiorę, albo będziesz miział się ze mną nago w wannie – po tych słowach ucichłem. Czułem jego oddech na karku, co sprawiało, że czułem się niekomfortowo – Twoje włosy pachną truskawką... to bardzo przyjemny zapach, wiesz? – Szepnął mi do ucha zawiązując złote obi. - Wyglądasz naprawdę seksownie w tej damskiej yukacie, idealnie na tobie leży. - Po tych słowach odepchnąłem go od siebie i wybiegłem na łeb, na kark z pomieszczenia i wskoczyłem w pierzynę.

-Wstawaj! - Ktoś usiłował mnie obudzić. - Jak nie wstaniesz to wpakuję ci się do łóżka.
-Ty to wiesz jak obudzić człowieka – wstałem i przetarłem oczy.
-Kolejka pacjentów stoi przed kliniką. - tymi słowami spowodował, że już po piętnastu minutach byłem w pracy.
-Ryuu! Pomocy...
-Akihiko co się stało? Wyglądasz jak trup.
-Dopiero południe, a ja jestem wykończony. Wyobraź sobie, że jestem lekarzem ogólnym, a mieszkańcy przychodzą do mnie ze wszystkim! - zmęczony oparłem się o ścianę.
-Ale do tej pory sobie poradziłeś z każdym.
-No tak, bo jestem nadmiar oczytany - No co? trzeba się chwalić zaletami, tak uczyła mnie mama.
-A jak z Satoru? Wszystko okej? - spytał, ale tym razem z błyskiem w oku.
-Em? Czemu ma być nie okej?
-Zarumieniłeś się! A więc co się stało wczoraj?
-Wszedł do łazienki, kiedy wychodziłem z wanny...
-I co?! I co?! - Podjarał się tak bardzo, że stanął nade mną i obiema rękami oparł się o ścianę blokując mi ucieczkę. Nie spodziewałem się tego po nim.
-N-nic... - odwróciłem głowę, nie chcąc się tłumaczyć z bycia molestowanym.
-Ryu, mógłbyś nie obmacywać lekarza, wbrew jego woli? Nie martw się, wiem, że Akihiko w fartuchu lekarskim wygląda seksownie i podnieci nie jednego mężczyznę, ale nie lep się tak do niego. - Satoru zmaterializował się niedaleko nas. Na jego twarzy pokazał się mrożący krew w żyłach uśmiech. Z wyglądu przypominał dzikiego kota... czarnego lamparta, który z dumą i pożądaniem spogląda na swój obiad.
-Oh. Nie zauważyłem cię ... to j-ja już sobie pójdę. - rzucił blondyn zarumieniony na policzkach i pośpiesznie się oddalił.
-Ja też już pójdę. Za chwilę będą pacjenci. - chciałem go szybko wyminąć, ale gdy tylko przechodziłem, zatrzymał mnie.
-No Aki nie tak szybko. - Jego dziki wzrok sparaliżował moje ciało.
-Dla ciebie Pan Akihiko
-Co tam mruczysz pod nosem?
-Puść mnie... - odparłem cicho.
-Widzę, że dobrze się dogadujesz z moim ex. - Spojrzał mi głęboko w oczy jakby widział moją duszę i wtedy do mnie dotarło... to był albo gej, albo fan między ludzkich wrażeń. To dlatego mnie wczoraj macał!
-Ex? - spytałem nie pewnie.
-Ładnych, młodych nie zamężnych dziewczyn tu nie ma za wiele. Więc lepszy chłop, niż celibat.
-Rozumiem. Możesz mnie już puścić? Naprawdę mi się śpieszy. - Spróbowałem przemknąć obok, ale moje wysiłki poszły na marne, a nawet sobie zaszkodziłem złapał mnie za ramię i zanim zdążyłem wyjechać mu z groźbą...
-Sprawię, że zakochasz się we mnie – szepnął po czym szybkim ruchem chwycił mnie za kark i pocałował... Serce mi stanęło... facet mnie całuje... jak dziewczynę. Usiłowałem się wyrwać, ale na nic. W końcu wyjął język z moich ust i puścił mnie. Nie zastanawiając się ani sekundy dłużej... uciekłem.
Przez cały dzień nie umiałem spojrzeć w lustro, moje usta piekły, jakby płonęły żywym ogniem, a mój umysł wypełniał jego wredny uśmieszek.
Wróciłem do domu Satoru i zaszyłem się w swoim pokoju, mając nadzieję, że mnie nie zauważył. Zmęczony  szybko przebrałem się i wskoczyłem do łóżka. Odpuściłem sobie mycie się – zrobię to jutro. Powoli odpłynąłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz