wtorek, 17 grudnia 2013

Rozdział 1


 Konichiwa! Nazywam się Yasuda Akihiko. Żyłem spokojnie jako młody lekarz, gdy nagle dostałem propozycję wyjazdu do małej odludnej wioski. Dobra płaca, darmowe mieszkanie, duża presja z powodu bycia jedynym medykiem w miejscu prawie odciętym od cywilizacji. Problem w tym, że właśnie się zgubiłem!

-Yasuda-san? - nagle usłyszałem mrożący krew w żyłach męski głos. Za mną stał wysoki czarnowłosy mężczyzna, a sądząc po jego minie był wściekły.
-T-tak. - Przeraziłem się...
-Dzieciak lekarzem? Dobre sobie ... - na jego twarzy pojawił się uśmiech, co uczyniło go jeszcze bardziej przerażający.
-Wypraszam sobie! Mam 24 lata! - Oburzyłem się jego postawą: nie znał mnie, a już obrażał... CHAM!.
-Nie wyglądasz – prychnął – bierz walizy i idziemy. -Wbrew własnej woli już znalazłem swojego pierwszego wroga. Niechętnie wziąłem bagaż (bo był ciężki jak cholera!) i chwiejąc się podążałem za fioletowookim gościem.

-O! Czy to pan Yasuda?! Ogromnie się cieszymy z pańskiego przybycia! – małe zgrupowanie ludzi w wieku 40-75 lat powitało mnie radośnie.
-Satoru! Co się tak boczysz. Powinieneś okazać trochę ciepła naszemu nowemu mieszkańcowi! - Opieprzyła mężczyznę starsza kobieta opierająca się o drewnianą laskę. Jej siwe włosy spięte były w kok, twarz pomarszczona,ale widniał na niej wspaniały, ciepły, rodzinny uśmiech.
-Babciu dlaczego zawsze ja dostaję burę? - fochnął się jak mały chłopiec, jednak na jego twarzy widniał zaczepny uśmieszek.
-Jakbyś się zachowywał to byś jej nie dostawał! - ,,Babcia” roześmiała się i podeszła do mnie. - Ciesze się, że doktor zgodził się przybić do tak odludnego miejsca
-Nie ma sprawy. Miło mi państwa poznać 
-Nie ma czasu! Yasuda–san, Satoru razem z Ryu pokażą ci klinikę – Staruszka wskazała na drobnego Blondyna, ale mimo swojej delikatnej urody był mojego wzrostu.
-Jestem Ryu, miło mi! - Uścisnął moją rękę i podskakując ruszył po żwirowej ścieżce.
-Satoru weź bagaż pana – zwrócił się do niego starszy mężczyzna. Satoru wziął mój dobytek (z niechęcią) i wlókł się za mną, aż po sam budynek. Nie był on duży. Prosta konstrukcja o białych ścianach i czarnym dachu. Najzwyczajniejszy na świecie. Kilka lat temu medyk sprawujący pieczę nad wioską uciekł okradając przy tym kilka domów. Jednak jego ucieczka została szybko zakończona...wpadł pod pociąg oddalony 20 km od miasteczka. Przez ten czas ludzie byli skazani na siebie. Co prawda jestem mało doświadczony, ale cały czas miałem nadzieję, że jako lekarz ogólny dam sobie radę.
-Oto klinika Panie Yasuda – Oświadczył Ryu.
-Dziękuję, ale zwracaj się do mnie po imieniu.
-No dobrze... więc Akihiko? - Spytał nie śmiało jakby był czymś zdenerwowany.
-Tak?
-Pana pokój nie jest jeszcze gotowy... nastąpiły drobne problemy u stolarza w mieście i meble będą dopiero za pięć dni... - spuścił wzrok – ale przez ten czas znajdziemy panu lokum blisko kliniki.
-Nie ma problemu – Usiłowałem się uśmiechnąć, ale ta wiadomość lekko mnie rozczarowała (byłem wykończony po podróży i mój mózg chciał tylko spać).
-Hmmm... Naora dopiero co wyszła za mąż... Mai–chan musi się opiekować babcią... szkoda... Yo? Nie... Tetsu mieszka za daleko... Satoru... WŁAŚNIE! Satoru?
-Czego?
-Akihiko u ciebie zamieszka na te pięć dni. Dom jest spory pomieścicie się. Nie patrz się tak, masz do wyboru to, albo nauczyć się samemu gotować. - czarnowłosy obdarzył blondyna mrożącym krew w żyłach spojrzeniem spode łba.
-Pff! Rób co chcesz. - Odwrócił się na pięcie i wyszedł.
-No to ustalone! - Ryu zadowolony wziął dwie duże torby – Chodź.
-No dobrze – przytaknąłem cicho i ruszyłem za chłopakiem...

Posiadłość była ogromna i na pewno wiele warta. Satoru mruknął tylko bym znalazł sobie jakiś pokój i mu nie przeszkadzał. Zgubiłem się kilkadziesiąt razy. Korytarz ciągnie się tu kilometrami! Zmęczony otworzyłem drzwi do pierwszego lepszego pokoju.


-Łaaa... - Ogromne łóżko (jednoosobowe!) na którym leżała czerwona jedwabna yukata. Pokój był urządzony w stylu japońskim (jeśli nie wiesz jak wygląda pokój w stylu japońskim to idź do wujka google) Darmowy pięciogwiazdkowy hotel z gburem. Rzuciłem swoje torby na ziemię i rozpaczliwym ruchem chwyciłem za yukatę. W końcu mogłem iść się umyć! I to w ogromnej wannie! (w Tokio trudno o mieszkanie z wanną, każde jest z prysznicem). Pamiętałem gdzie jest łazienka (przez przypadek wchodziłem do niej pięć razy), była trzy pokoje przed moim. Zielone kafelki zdobiły posadzkę, a na ścianach malutkie kolorowe elementy układały się w kwieciste wzory. Odkręciłem kurki i woda powoli napełniała wannę. W między czasie zrzuciłem ciuchy i przyglądałem się sobie w lustrze. Od dziecka miałem nienaturalne białe jak śnieg włosy i duże złote oczy (jak jesienne liście, stąd w moim imieniu słowo ,,Aki” - jesień). Zawsze byłem niski i zakompleksiony... koledzy zawsze się ze mnie śmiali, że wyglądam lekko kobieco, jak jakiś uke z yaoi . Ja jestem w 100% mężczyzną! Oderwałem się od lustra i hopsa! Do wanny. Nie ma nic przyjemniejszego od leniuchowania w wannie.

2 komentarze:

  1. Ogólnie zapowiada się ciekawie, ale moim zdaniem nie potrzebnie używasz emotikonów w opowiadaniu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za zwrócenie uwagi, postaram się pozbyć emotikonów ;)

      Usuń