Konichiwa!
Nazywam się Yasuda Akihiko. Żyłem spokojnie jako młody lekarz,
gdy nagle dostałem propozycję wyjazdu do małej odludnej wioski. Dobra płaca, darmowe
mieszkanie, duża presja z powodu bycia jedynym medykiem w miejscu
prawie odciętym od cywilizacji. Problem w tym, że właśnie się
zgubiłem!
-Yasuda-san? -
nagle usłyszałem mrożący krew w żyłach męski głos. Za mną
stał wysoki czarnowłosy mężczyzna, a sądząc po jego minie był
wściekły.
-T-tak. -
Przeraziłem się...
-Dzieciak
lekarzem? Dobre sobie ... - na jego twarzy pojawił się uśmiech, co
uczyniło go jeszcze bardziej przerażający.
-Wypraszam
sobie! Mam 24 lata! - Oburzyłem się jego postawą: nie znał mnie,
a już obrażał... CHAM!.
-Nie wyglądasz
– prychnął – bierz walizy i idziemy. -Wbrew własnej woli już
znalazłem swojego pierwszego wroga. Niechętnie wziąłem bagaż (bo
był ciężki jak cholera!) i chwiejąc się podążałem za
fioletowookim gościem.
-O! Czy to pan
Yasuda?! Ogromnie się cieszymy z pańskiego przybycia! – małe
zgrupowanie ludzi w wieku 40-75 lat powitało mnie radośnie.
-Satoru! Co
się tak boczysz. Powinieneś okazać trochę ciepła naszemu nowemu
mieszkańcowi! - Opieprzyła mężczyznę starsza kobieta opierająca
się o drewnianą laskę. Jej siwe włosy spięte były w kok, twarz
pomarszczona,ale widniał na niej wspaniały, ciepły, rodzinny
uśmiech.
-Babciu
dlaczego zawsze ja dostaję burę? - fochnął się jak mały
chłopiec, jednak na jego twarzy widniał zaczepny uśmieszek.
-Jakbyś się
zachowywał to byś jej nie dostawał! - ,,Babcia” roześmiała się
i podeszła do mnie. - Ciesze się, że doktor zgodził się przybić
do tak odludnego miejsca
-Nie ma
sprawy. Miło mi państwa poznać
-Nie ma czasu!
Yasuda–san, Satoru razem z Ryu pokażą ci klinikę – Staruszka
wskazała na drobnego Blondyna, ale mimo swojej delikatnej urody był
mojego wzrostu.
-Jestem Ryu,
miło mi! - Uścisnął moją rękę i podskakując ruszył po
żwirowej ścieżce.
-Satoru weź
bagaż pana – zwrócił się do niego starszy mężczyzna. Satoru
wziął mój dobytek (z niechęcią) i wlókł się za mną, aż po
sam budynek. Nie był on duży. Prosta konstrukcja o białych
ścianach i czarnym dachu. Najzwyczajniejszy na świecie. Kilka lat
temu medyk sprawujący pieczę nad wioską uciekł okradając przy
tym kilka domów. Jednak jego ucieczka została szybko
zakończona...wpadł pod pociąg oddalony 20 km od miasteczka. Przez
ten czas ludzie byli skazani na siebie. Co prawda jestem mało
doświadczony, ale cały czas miałem nadzieję, że jako lekarz
ogólny dam sobie radę.
-Oto klinika
Panie Yasuda – Oświadczył Ryu.
-Dziękuję,
ale zwracaj się do mnie po imieniu.
-No dobrze...
więc Akihiko? - Spytał nie śmiało jakby był czymś zdenerwowany.
-Tak?
-Pana pokój
nie jest jeszcze gotowy... nastąpiły drobne problemy u stolarza w
mieście i meble będą dopiero za pięć dni... - spuścił wzrok –
ale przez ten czas znajdziemy panu lokum blisko kliniki.
-Nie ma
problemu – Usiłowałem się uśmiechnąć, ale ta wiadomość
lekko mnie rozczarowała (byłem wykończony po podróży i mój mózg
chciał tylko spać).
-Hmmm... Naora
dopiero co wyszła za mąż... Mai–chan musi się opiekować
babcią... szkoda... Yo? Nie... Tetsu mieszka za daleko... Satoru...
WŁAŚNIE! Satoru?
-Czego?
-Akihiko u
ciebie zamieszka na te pięć dni. Dom jest spory pomieścicie się.
Nie patrz się tak, masz do wyboru to, albo nauczyć się samemu
gotować. - czarnowłosy obdarzył blondyna mrożącym krew w żyłach
spojrzeniem spode łba.
-Pff! Rób co
chcesz. - Odwrócił się na pięcie i wyszedł.
-No to
ustalone! - Ryu zadowolony wziął dwie duże torby – Chodź.
-No dobrze –
przytaknąłem cicho i ruszyłem za chłopakiem...
Posiadłość
była ogromna i na pewno wiele warta. Satoru mruknął tylko bym
znalazł sobie jakiś pokój i mu nie przeszkadzał. Zgubiłem się
kilkadziesiąt razy. Korytarz
ciągnie się tu kilometrami! Zmęczony otworzyłem drzwi do
pierwszego lepszego pokoju.
-Łaaa... -
Ogromne łóżko (jednoosobowe!) na którym leżała czerwona
jedwabna yukata. Pokój był urządzony w stylu japońskim (jeśli nie wiesz jak wygląda pokój w stylu japońskim to
idź do wujka google) Darmowy pięciogwiazdkowy hotel z gburem. Rzuciłem swoje torby na ziemię i rozpaczliwym ruchem chwyciłem za yukatę. W końcu mogłem iść się umyć! I to w ogromnej wannie!
(w Tokio trudno o mieszkanie z wanną, każde jest z prysznicem).
Pamiętałem gdzie jest łazienka (przez przypadek wchodziłem do
niej pięć razy), była trzy pokoje przed moim. Zielone kafelki
zdobiły posadzkę, a na ścianach malutkie kolorowe elementy
układały się w kwieciste wzory. Odkręciłem kurki i woda powoli
napełniała wannę. W między czasie zrzuciłem ciuchy i
przyglądałem się sobie w lustrze. Od dziecka miałem nienaturalne
białe jak śnieg włosy i duże złote oczy (jak jesienne liście,
stąd w moim imieniu słowo ,,Aki” - jesień). Zawsze byłem niski
i zakompleksiony... koledzy zawsze się ze mnie śmiali, że wyglądam
lekko kobieco, jak jakiś uke z yaoi . Ja jestem w 100%
mężczyzną! Oderwałem się od lustra i hopsa! Do wanny. Nie ma nic
przyjemniejszego od leniuchowania w wannie.
Ogólnie zapowiada się ciekawie, ale moim zdaniem nie potrzebnie używasz emotikonów w opowiadaniu
OdpowiedzUsuńDziękuję za zwrócenie uwagi, postaram się pozbyć emotikonów ;)
Usuń